Tak sobie siedzę i kombinuję. Przeglądam instagram na hasztagu #bikepacking, blogi, pinteresta… na podobnych. Zastanawiam się co u diabła spakować ze sobą na rowerowy trip tygodniowy i zwariowałem chyba.
Są ludzie którzy przez tydzień potrzebują tylko podstawowych narzędzi, szosówki i karty kredytowej, a są tacy którzy na dwudniowy wypad zabierają 2*30 + 2*15 litrów sakw w których pewnie jest więcej kilogramów rzeczy niż ważę ja razem z rowerem. Wariactwo.
Po co na rowerowy trip brać szczypce do spinek do łańcucha? Przecież to się przydaje w domu, a w terenie można rozpiąć palcami… Po co ludzie na szosowy wypad biorą zapasowe opony? Jak u diabła uszkodzić oponę na asfalcie? I ważne – nie mówię tu o oponach typowo szosowych tylko o oponach właśnie turystycznych typu Schwalbe Maraton.
Ważne dla mnie tylko jest w sumie jedno – inspiracja w kwestii niezbędnych narzędzi i części. Góry to z automatu zapasowy hak przerzutki, zapasowa linka przerzutki i zapasowe klocki hamulcowe. Bez tego chyba w góry wybrać się nie wolno. Ze dwie dętki, dużo łatek, pompka, imbusy i tak dalej…