Kolejne zawody? Coś mnie uderzyło w głowę? Czy to jakaś fanaberia…
Przez długie lata powtarzałem, że zawody mnie nie interesują, jeżdżę dla frajdy, aż przyszedł taki dzień gdy wystartowałem. I jak widać nieco wsiąknąłem bo zapisałem się właśnie na trzecie zawody w tym roku, a już myślę czy nie warto na wiosnę jakoś tak więcej nawet…
No dobra, ale od początku. Jakoś w środku zimy zacząłem dreptać nogami i kombinować – jechać na harpagana czy nie jechać, czy trasa piesza czy rowerowa, jak rowerowa to która… w końcu 9 tego lutego.
Wystartowałem, przemarzłem, widziałem wschód słońca, biegające sarny po lesie, jeziorka, piękne miejsca… i mapa. Tak mapa to coś co zawsze uwielbiałem mieć w rękach. No i wróciłem do Łodzi, były kolejne użycia różnych map, tym razem nie na zawodach… aż nadeszła lokalna impreza tuż obok, za płotem zaraz…
Start, duużo asfaltu, trochę szutrów, rower się super spisał, pogoda była cudna, lodziarnie otwarte… czegóż chcieć więcej. Nawet plecaczek na nagrodę dali 😉 No ale przede wszystkim nie ma to jak zabawa z mapą i jazda po punktach kontrolnych umieszczonych w naprawdę ciekawych miejscach… kilkanaście kilometrów od domu. Jednak nieznanych. W sporej ilości miejsc byłem pierwszy raz, mimo że są tak blisko.
Dziś zaś zapisałem się na kolejne zawody – trzecie w tym roku i jednocześnie chyba trzecie w tym dziesięcioleciu w jakich będę startował. Znów orientacja, ciut dalej ale bez przesady no i liczę że nie będzie tak zimno jak w kwietniu 😉 wg Organizatora ok 120km na 9h jazdy czyli jest szansa wszystko ogarnąć na solo, zobaczymy 🙂
A tymczasem czas zjeść coś niedietetycznego 😉